Rozdział 2
BARDZO NA POZIOMIE
Przemowa nie była zbyt długa, a dyrektor nie okazywał
jakiś specjalnych uczuć wobec uczniów. Cathy dostała górną szafkę na książki
(jakiś dżentelmen ustąpił jej swoją) więc włożyła do niej torbę i miała
wychodzić do domu, kiedy Bonnie szturchnęła ją lekko.
- Może spotkamy się jutro? – powiedziała niezbyt
przyjaźnie, ale Cathy wydawało się że to najmilszy ton jaki umiała przybrać. –
Pokażę ci gdzie masz pierwszą lekcję.
- Okej, będę czekać na ciebie przed szkołą. – uśmiechnęła
się i poszła.
To jakieś
odludzie pomyślała Cathy kiedy szukała przystanku autobusowego.
- Witaj, czego szukasz? – zapytał uprzejmie chłopak o
rudo-kasztanowych włosach. Cat z zazdrością popatrzyła na jego czuprynę, ona
sama miała blond loki, których bardzo nie lubiła i często upinała wysoko na
czubku głowy.
- Przystanku. – odpowiedziała wyniośle jak każdy w tej
szkole (prócz Emmy). Uprzejmie, ale chłodno.
- Nie radziłbym. – odparł grzecznie.
- A to dlaczego?
- Autobus jest bardzo stary, często się psuje i czujesz
się jak w pralce. – uśmiechnął się lekko, a Cat zauważyła jedną dziurkę w
policzku. – do tego brud, a kierowca przysypia w czasie drogi.
- To jak niby mam się dostać do domu? – zirytowała się.
- Jesteś nowa
prawda? Tak bardzo to widać – powiedział kiedy zobaczył jej zdziwioną minę. – Jesteś…
hm, może inaczej, jeszcze nie jesteś ich robotem, ale jesteś na drodze do ich
celu. – spojrzał się na nią, pociągnął za jej kucyk i już odchodził.
- Jakich ICH? I
gdzie jest ten cholerny przystanek?
- Oj, brzydkie słowa! – i już zniknął za murem.
Biedna Cathy, po dwudziestu minutach w końcu znalazła się
w drodze do domu. A kiedy w końcu do niego dotarła i chciała się pogłębić w
lekturze, nie mogła się skoncentrować.
Ludzie są coraz dziwniejsi pomyślała.
- Kochanie jak było w nowej szkole? – zapytała pani Subtlety,
kiedy Cat zaczęła bić się książką po głowie.
- Świetnie mamo, dziękuję. – powiedziała jak przystało na
damy.
- A inni uczniowie?
- Bardzo na poziomie.
- To… cieszę się kochanie. – i wyszła.
*
- Sam, Billy, Ronnie PRZESTAŃCIE BIGAĆ PO DACHU! –
krzyknęła Cathy z okna na korytarzu. – ALE JUŻ NA DÓŁ!
- Ale Cahty, Selly też biega, a na nią nie krzyczysz! –
zawołał ciemnooki Billy kiedy schodzili po kolei na korytarz.
- Selly nie jest moją siostrą.
- Ale ja i Ronnie też nie. – z zaskoczeniem pokazywał to
na siebie to na wątłą dziewczynkę w niebieskiej sukience. Wszyscy troje mieli
podrapane kolana, a na dachu jeszcze garstka dzieci bawiła się biegając tam i z
powrotem.
- Nieważne. – powiedziała szybko Cathy. Ronnie i Billy
byli najlepszymi przyjaciółmi Sama. Często bywali u nich w domu, a Cat nie
lubiła ich tak samo jak Sama, więc jakoś
niespecjalnie odróżniała ich od rodziny. A jak często zastawali na noc, tak
często musiała ich kąpać, robić im śniadanie i kolacje, ubierać ich i pilnować.
Kiedy szli w czwórkę do mieszkania, Cathy spojrzała się w
bok i zobaczyła na końcu korytarza uchylone drzwi.
- Co tam jest? – zapytała wszystko wiedzących.
- E, jakieś stare książki – Sam machnął lekceważąco ręką.
– Drzwi zwykle są zamknięte. Raz tam zajrzeliśmy kiedy nadarzyła się okazja,
ale Pan Peter nas złapał i musieliśmy wyjść.
Cathy zdawało to się bardzo dziwne, że dozorca – zwykle smacznie
śpiący na dole w swoim składziku – pilnował akurat tych drzwi.
*
- Witaj Cathrine. – powiedziała Bonnie, prawie
przyjaźnie.
- Cześć. – rzuciła na co kilka uczniów dziwnie się na nią
spojrzało.
- Muszę ci wytłumaczyć kilka zasad. Tutaj mówi się tylko
prawidłowym językiem, rozumiesz mnie prawda Cathrine? Musisz się odzwyczaić od
słów typu ‘cześć’, ‘siema’, ‘spoko’ – te słowa jakoś trudno przechowały Bonnie
przez gardło. - i tym podobnych wyrazów.
- Oczywiście, rozumiem.
Cathy bardzo nie chciała się wyróżniać i rzeczywiście
pasowała do tej szkoły, zdradzały ją tylko oczy, które wciąż rozglądały się po
starych korytarzach i klasach, ale Bonnie powiedziała że szybko się nauczy być
mniej ciekawska. Jedyne co bardzo jej się podobało było to że wszyscy zwracają
się do niej ‘Cathrine’, prócz tej Emmy, która zdawała się być w zupełnie innym
świecie.
- Twoja pierwsza lekcja to historia z panią Susan. Dobrze
uczy, ale… wybacz mi zazwyczaj nie wypowiadam się źle o nauczycielach, ale jest
ona trochę… nietaktowna, jeśli wiesz
co mam na myśli. Powodzenia Cathrine.
Weszła do klasy i usiadła w ostatniej ławce, co lekko
zdziwiło panią Susan, która czekała na resztę uczniów. Pewnie wszyscy siadają w pierwszych ławkach. Jaka ja głupia! przecież
mam się nie wyróżniać! Pomyślała i miała rację, uczniowie siedzący w
tylnych ławkach – nieskutecznie – maskowali żal z powodu najgorszego miejsca.
- Dzień dobry, Cat. – zawołał głos za jej plecami. Wystraszona,
odwróciła się tak szybko że spadł jej długopis, który z hukiem spadł na
podłogę. Cała klasa spojrzała na nią z wyrzutem. – Jestem tak przystojny że
długopisy ludziom spadają, to normalne – odparł miedzianowłosy, siadając obok
niej, a Cathy poznała go od razu (przez te jego włosy).
Był to owy chłopak, który zaczepił ją kiedy szukała
przystanku.
- A ty skąd znasz moje imię? – zapytała cicho,
czerwieniąc się po uszy.
- Wiesz, lubię to że mówisz po swojemu, a nie tym ich
językiem. – zaśmiał się przez co obnażył swoją dziurkę w policzku.
Cahty natychmiast się wyprostowała i odchrząknęła:
- Em… chciałam cię zapytać, od kogo dowiedziałeś się mojego
imienia? – zapytała chłodno.
- Niech to będzie naszą tajemnicą. – mrugnął do niej. Po
chwili Cat zanim zdążyła ugryźć się w język zadała następne pytanie.
- A twoje imię?
- To może też zostanie tajemnicą.
Już chciała zrobić mu wyrzuty, ale zaczęła się lekcja, na
której nieznajomy – ku jej zdziwieniu – zachowywał się bardzo grzecznie.
*
Cathy wyszła na korytarz rozmyślając o dzisiejszej
lekcjach. To co powiedziała Bonnie o pani Susan, nie mogło być prawdą, była
przemiłą kobietą, która raz po raz żartowała dla ubarwienia lekcji. Na dwóch
godzinach fizyki bardzo się wynudziła. A po jeżyku polskim miała dość, ale się
to tego nie przyzna. Wszystkie damy z chęcią się uczą. Teraz przyszła pora na lunch,
przed wejściem zauważyła Bonnie.
- Jak minęły pierwsze lekcje? – zapytała, a jej czarne
oczy błysnęły ciekawsko.
- Bardzo mi się podobały. Myślę że zdobędę tu dużo
wiedzy. – odparła i weszły razem obie zadzierając nosy.
- Wiesz… myślę że już po pierwszym dniu jesteś taka jak
my, choć przedstawię cię znajomym, z którymi się przy stole.
Przy szarym stoliku siedziało trzech chłopców i pięć
dziewczyn. Bonnie przedstawiła ich wszystkich, ale Cat i tak ich nie
zapamiętała. Znajomi Bonnie nie zdawali się jakoś specjalnie zdziwieni czy
przejęci tym że Cathy usiadła przy ich stoliku.
Rozmowa była dość nudna. Jeden chłopców o białych włosach
w okularach mówił jak zgłosił się do zadania, którego nikt nie umiał rozwiązać.
Cathy słuchała jednym uchem, ale oczami wirowała po sali. Jej chuda twarz
zawędrowała w bok i wtedy trzy stoliki dalej zobaczyła owego nieznajomego z
ławki. Wyglądał jak jeden z nich. Prowadził te same nudne rozmowy i przeglądał
z ciekawością książkę od matematyki.
- Catherine, byłaś na tej lekcji, prawda?
- Co?! – Cat otrząsnęła się z zamyślenia. Wszyscy ze
stolika spojrzeli na nią z pogardą, a Bonnie uniosła oczy ku górze.
- Byłaś ze na fizyce, kiedy rozwiązywałem zadanie
czternaste podpunkt b, zgadza się? – zapytał okularnik.
- A… tak, oczywiście. Bardzo ciekawe zadanie, szczerze
zainteresowało mnie jego rozwiązanie. – sprostowała szybko, dla odczepki.
- Było niesamowite, prawda? – chłopakowi aż okulary zatrzęsły
się z przejęcia. Znów zaczął swoją opowieść, a Cathy znów mogła zwrócić głowę
ku miedzianowłosemu.
________________________________
a tu kończymy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz