piątek, 5 września 2014

To psychopata.



Rozdział 3
GRZECZNI CHULIGANI
- Myślę że pan Doff będzie zadowolony twoją pracą z architektury. – wyznała Bonnie idąc z Cathy długim korytarzem do Sali numer 13 gdzie odbywały się lekcje pana Doffa (na które chodziły razem).
Minął już miesiąc odkąd zaczął się rok szkolny. Cat i Bon akceptowały swoje towarzystwo i spędzały ze sobą wszystkie przerwy, co w tej szkole można było uznać nawet  za przyjaźń. Cathy już zadomowiła się w szkole, lecz nadal wisiała nad nią wizja Szkoły Madame Viollety. Miedzianowłosy już jej nie zaczepiał, ale nadal siedzieli razem w ławce na historii. Czasami tylko spojrzał na nią i się uśmiechnął, czego Cat nie mogła zrozumieć.
- Panno Catherine, jak brzmi pani nazwisko? – zapytał lekko zaskoczony pan Doff, kiedy zobaczył jej pracę.
- Subtlety. – Cathy lekko się zmieszała kiedy cała klasa spojrzała na nią, ale zaraz oprzytomniała i zadarła nos.
- Tak… tak myślałem. – i na tym poprzestał.
*
- O co chodziło panu Doff? – Bonnie uniosła jedną brew i zagryzła wargi.
- Nie wiem. – odpowiedziała Cathy zgodnie z prawdą i udawała że dokładnie studiuje wielki obraz przy którym stały, przedstawiającym jakiegoś pisarza.
- Nie ważne. Dzwonek na biologię, choć bo się spóźnimy. – Bon założyła torbę na ramię i już miała pociągnąć za sobą Cat.
- Czekaj! Bon, co to?
- Cathrine zapomniałaś o języku! I nie mów do mnie Bon! – zbielała ze złości, ale Cathy dalej wskazywała ręką, na dziwne znaki wyryte na ścianie.
- Chodź! – wzięła Cathy pod ramię.
Nie dość że się spóźniły to biologia i tak dłużyła się niesamowicie. Cat bardzo chciała się dowiedzieć co to za znaki. W końcu siedząc w zakurzonej ławce nie wytrzymała i szepnęła do Bon:
- Więc… co to za znaki?
- Cathrine jest lekcja!
- Powiedź mi, proszę.
- Nie.
Po kilku sekundach Cat spróbowała ponownie:
- No weź.
- Ciszej!
- Ale..
- Nie!
- Będziesz miała mnie z głowy. – Bonnie opuściła ramiona co oznaczało że się poddała.
- Słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać. Tu w szkole wszyscy są zdyscyplinowani i nic nie niszczymy, ale gdzie niegdzie można natrafić na te dziwne znaki. – przerwała na chwilę. – nazywamy ich grzecznymi chuliganami, bo nie robią nic oprócz tych dziwnych znaków i nie patrz się tak na mnie, bo nie wiem co one oznaczają. Bardzo możliwe że  nic.
- Bonnie! Catherine! Tego za wiele, nie dość że się spóźniłyście, to jeszcze macie czelność rozmawiać na lekcji! Wasza kara zaczyna się jutro po szkole! W moim gabinecie! – krzyknęła pani Meglos.
*
Wiadomość o tym że dwie uczennice dostały karę rozniosła się błyskawicznie po całej szkole. Bon była wściekła a w szczególności na Cat, do której się nie odzywała. Cathy dowiedziała się od Tommy’iego (okularnika z lekcji fizyki) że Bonnie ma duże znajomości i złagodziła swoją sytuację do dodatkowej pracy domowej, co oznaczało że Cat musiała odbyć karę sama.
Tak więc w piątek po lekcjach stawiła się u pani Meglos. Jak wielkie było zdziwienie Cathy kiedy zobaczyła tam nie tylko nauczycielkę. Przy oknie z łobuzerską miną stał nieznajomy z ławki historii.
- Dobrze panno Catherine. Pani i Pan Meccer macie posprzątać całą salę. Dokładnie, bo inaczej was nie wypuszczę! Za dwie godziny tu przyjdę.
I wyszła zostawiając ich samych. Chociaż znam jego nazwisko pomyślała Cat.
- Witaj. – powiedziała z wyniosłą miną.
- Nie udawaj. Widzę że nie dałaś się im omamić na dobre.
- O co ci chodzi? I co tu robisz?
- Dobrze wiesz o co mi chodzi – zniżył głos do szeptu. – pamiętaj że oni rąbią z ludzi roboty. Podobno znaki mają coś wspólnego z tragedią szkoły.
- Tragedią szkoły? – Cathy błysnęły oczy.
- Sprzątacie czy plotkujecie!? – usłyszeli głos zza drzwi.
- Nie ważne, potem o tym porozmawiamy… może. – powiedział poczym mówił już normalnym głosem, zaczynając ścierać kurze z szafek. – A przyszedłem bo też mam karę. – uśmiechnął się łobuzersko, a Cat poczuła że ten uśmiech nie jest już taki rozbrajający jak wcześniej. – Musiałem rzucić gumą w nauczyciela żeby ją zarobić.
- Kto normalny sam funduje sobie karę? – zapytała kpiąco, dokładnie czyszcząc szkielet wiszący w rogu klasy.
- Ja. Wiesz… plotki po tej szkole roznoszą się w zdumiewającym tempie. – i dodał znów ściszając głos - Muszę z tobą porozmawiać o znakach, ale to kiedy indziej. – rozglądnął się.
Jak sądziła Cat w poszukiwaniu kamer. Paranoja pomyślała.
I tak dwie godziny spędzili w ciszy, od czasu do czasu, mówiąc coś od czapy. Kiedy skończyli (a było to dopiero wtedy kiedy pani Meglos okazała w końcu zadowolenie) wyszli w ciszy przed szkołę.
- Więc wiesz coś o znakach? – zapytała w końcu.
- Czy wiem? Wiem o nich całkiem sporo. – ponownie zaśmiał się, ponownie  pociągnął ją za wysoko spięty kucyk i ponownie zniknął za murem szkoły. Już do reszty zdenerwowana Cathy pobiegła za nim, ale chłopaka już nie było.
- I niby tak mają się kończyć wszystkie nasze rozmowy? – pomyślała na głos.
- A liczysz na coś więcej? – zapytał łobuzersko za jej plecami. Cathy choć bardzo zdziwiona nie dała tego po sobie poznać.
- Tak, liczę na więcej informacji.
- Przyjedź w poniedziałek do szkoły rowerem.
- Ty sobie chyba żartujesz. Wiesz gdzie mieszkam? To ci powiem, dwie godziny jazdy stąd, a co dopiero rowerem i nie myśl że…
- Wiem gdzie mieszkasz. – przerwał jej z powagą.
- A to niby skąd? – zapytała nieco piskliwym głosem. On mnie śledzi. To psychopata.  Ale na widok jej przerażonej miny szczerze się roześmiał.
- Cała szkoła wie.
- A powiedź mi co cała szkoła jeszcze o mnie wie? Bo jestem bardzo ciekawa.
- Po prostu przyjedź rowerem pogadamy.
*
- Mamo… - zaczęła Cathy przy kolacji. – Jak szkoła Ewdina mnie znalazła i dlaczego akurat do mnie wysłali ten list? To nie jest… dziwne?
- Nie słońce, może po prostu twoja stara szkoła powiadomiła dyrektora w Ewdinie, albo ktoś z naszej okolicy cię polecił. Wszystko mogło się zdarzyć.
- Nie wyczytuj czegoś jeśli nic nie jest napisane, kochanie. – dodał tata, spokojnie czytający gazetę. Często używał dziwnych powiedzeń, Cathy uważała że to przez jego pracę prawnika, ale nie była pewna.
- A jeśli jest napisane tylko nikt tego nie widzi? – zapytała, co spowodowało że pan Subtlety spojrzał na nią znad gazety.
- Co sugerujesz?
- Nic – odpowiedziała i szybko wróciła do swojej kolacji, raz po raz nakłaniając Sama by zjadł więcej warzyw.

____________________
a dzisiaj weekend

poniedziałek, 1 września 2014

Witaj, Catherine.



Rozdział 2
BARDZO NA POZIOMIE
Przemowa nie była zbyt długa, a dyrektor nie okazywał jakiś specjalnych uczuć wobec uczniów. Cathy dostała górną szafkę na książki (jakiś dżentelmen ustąpił jej swoją) więc włożyła do niej torbę i miała wychodzić do domu, kiedy Bonnie szturchnęła ją lekko.
- Może spotkamy się jutro? – powiedziała niezbyt przyjaźnie, ale Cathy wydawało się że to najmilszy ton jaki umiała przybrać. – Pokażę ci gdzie masz pierwszą lekcję.
- Okej, będę czekać na ciebie przed szkołą. – uśmiechnęła się i poszła.
To jakieś odludzie pomyślała Cathy kiedy szukała przystanku autobusowego.
- Witaj, czego szukasz? – zapytał uprzejmie chłopak o rudo-kasztanowych włosach. Cat z zazdrością popatrzyła na jego czuprynę, ona sama miała blond loki, których bardzo nie lubiła i często upinała wysoko na czubku głowy.
- Przystanku. – odpowiedziała wyniośle jak każdy w tej szkole (prócz Emmy). Uprzejmie, ale chłodno.
- Nie radziłbym. – odparł grzecznie.
- A to dlaczego?
- Autobus jest bardzo stary, często się psuje i czujesz się jak w pralce. – uśmiechnął się lekko, a Cat zauważyła jedną dziurkę w policzku. – do tego brud, a kierowca przysypia w czasie drogi.
- To jak niby mam się dostać do domu? – zirytowała się.
-  Jesteś nowa prawda? Tak bardzo to widać – powiedział kiedy zobaczył jej zdziwioną minę. – Jesteś… hm, może inaczej, jeszcze nie jesteś ich robotem, ale jesteś na drodze do ich celu. – spojrzał się na nią, pociągnął za jej kucyk i już odchodził.
- Jakich ICH? I gdzie jest ten cholerny przystanek?
- Oj, brzydkie słowa! – i już zniknął za murem.
Biedna Cathy, po dwudziestu minutach w końcu znalazła się w drodze do domu. A kiedy w końcu do niego dotarła i chciała się pogłębić w lekturze, nie mogła się skoncentrować. Ludzie są coraz dziwniejsi pomyślała.
- Kochanie jak było w nowej szkole? – zapytała pani Subtlety, kiedy Cat zaczęła bić się książką po głowie.
- Świetnie mamo, dziękuję. – powiedziała jak przystało na damy.
- A inni uczniowie?
- Bardzo na poziomie.
- To… cieszę się kochanie. – i wyszła.
*
- Sam, Billy, Ronnie PRZESTAŃCIE BIGAĆ PO DACHU! – krzyknęła Cathy z okna na korytarzu. – ALE JUŻ NA DÓŁ!
- Ale Cahty, Selly też biega, a na nią nie krzyczysz! – zawołał ciemnooki Billy kiedy schodzili po kolei na korytarz.
- Selly nie jest moją siostrą.
- Ale ja i Ronnie też nie. – z zaskoczeniem pokazywał to na siebie to na wątłą dziewczynkę w niebieskiej sukience. Wszyscy troje mieli podrapane kolana, a na dachu jeszcze garstka dzieci bawiła się biegając tam i z powrotem.
- Nieważne. – powiedziała szybko Cathy. Ronnie i Billy byli najlepszymi przyjaciółmi Sama. Często bywali u nich w domu, a Cat nie lubiła ich tak samo jak Sama, więc  jakoś niespecjalnie odróżniała ich od rodziny. A jak często zastawali na noc, tak często musiała ich kąpać, robić im śniadanie i kolacje, ubierać ich i pilnować.
Kiedy szli w czwórkę do mieszkania, Cathy spojrzała się w bok i zobaczyła na końcu korytarza uchylone drzwi.
- Co tam jest? – zapytała wszystko wiedzących.
- E, jakieś stare książki – Sam machnął lekceważąco ręką. – Drzwi zwykle są zamknięte. Raz tam zajrzeliśmy kiedy nadarzyła się okazja, ale Pan Peter nas złapał i musieliśmy wyjść.
Cathy zdawało to się bardzo dziwne, że dozorca – zwykle smacznie śpiący na dole w swoim składziku – pilnował akurat tych drzwi.
*
- Witaj Cathrine. – powiedziała Bonnie, prawie przyjaźnie.
- Cześć. – rzuciła na co kilka uczniów dziwnie się na nią spojrzało.
- Muszę ci wytłumaczyć kilka zasad. Tutaj mówi się tylko prawidłowym językiem, rozumiesz mnie prawda Cathrine? Musisz się odzwyczaić od słów typu ‘cześć’, ‘siema’, ‘spoko’ – te słowa jakoś trudno przechowały Bonnie przez gardło. - i tym podobnych wyrazów.
- Oczywiście, rozumiem.
Cathy bardzo nie chciała się wyróżniać i rzeczywiście pasowała do tej szkoły, zdradzały ją tylko oczy, które wciąż rozglądały się po starych korytarzach i klasach, ale Bonnie powiedziała że szybko się nauczy być mniej ciekawska. Jedyne co bardzo jej się podobało było to że wszyscy zwracają się do niej ‘Cathrine’, prócz tej Emmy, która zdawała się być w zupełnie innym świecie.
- Twoja pierwsza lekcja to historia z panią Susan. Dobrze uczy, ale… wybacz mi zazwyczaj nie wypowiadam się źle o nauczycielach, ale jest ona trochę… nietaktowna, jeśli wiesz co mam na myśli. Powodzenia Cathrine.
Weszła do klasy i usiadła w ostatniej ławce, co lekko zdziwiło panią Susan, która czekała na resztę uczniów. Pewnie wszyscy siadają w pierwszych ławkach. Jaka ja głupia! przecież mam się nie wyróżniać! Pomyślała i miała rację, uczniowie siedzący w tylnych ławkach – nieskutecznie – maskowali żal z powodu najgorszego miejsca.
- Dzień dobry, Cat. – zawołał głos za jej plecami. Wystraszona, odwróciła się tak szybko że spadł jej długopis, który z hukiem spadł na podłogę. Cała klasa spojrzała na nią z wyrzutem. – Jestem tak przystojny że długopisy ludziom spadają, to normalne – odparł miedzianowłosy, siadając obok niej, a Cathy poznała go od razu (przez te jego włosy).
Był to owy chłopak, który zaczepił ją kiedy szukała przystanku.
- A ty skąd znasz moje imię? – zapytała cicho, czerwieniąc się po uszy.
- Wiesz, lubię to że mówisz po swojemu, a nie tym ich językiem. – zaśmiał się przez co obnażył swoją dziurkę w policzku.
Cahty natychmiast się wyprostowała i odchrząknęła:
- Em… chciałam cię  zapytać, od kogo dowiedziałeś się mojego imienia? – zapytała chłodno.
- Niech to będzie naszą tajemnicą. – mrugnął do niej. Po chwili Cat zanim zdążyła ugryźć się w język zadała następne pytanie.
- A twoje imię?
- To może też zostanie tajemnicą.
Już chciała zrobić mu wyrzuty, ale zaczęła się lekcja, na której nieznajomy – ku jej zdziwieniu – zachowywał się bardzo grzecznie.
*
Cathy wyszła na korytarz rozmyślając o dzisiejszej lekcjach. To co powiedziała Bonnie o pani Susan, nie mogło być prawdą, była przemiłą kobietą, która raz po raz żartowała dla ubarwienia lekcji. Na dwóch godzinach fizyki bardzo się wynudziła. A po jeżyku polskim miała dość, ale się to tego nie przyzna. Wszystkie damy z chęcią się uczą. Teraz przyszła pora na lunch, przed wejściem zauważyła Bonnie.
- Jak minęły pierwsze lekcje? – zapytała, a jej czarne oczy błysnęły ciekawsko.
- Bardzo mi się podobały. Myślę że zdobędę tu dużo wiedzy. – odparła i weszły razem obie zadzierając nosy.
- Wiesz… myślę że już po pierwszym dniu jesteś taka jak my, choć przedstawię cię znajomym, z którymi się przy stole.
Przy szarym stoliku siedziało trzech chłopców i pięć dziewczyn. Bonnie przedstawiła ich wszystkich, ale Cat i tak ich nie zapamiętała. Znajomi Bonnie nie zdawali się jakoś specjalnie zdziwieni czy przejęci tym że Cathy usiadła przy ich stoliku.
Rozmowa była dość nudna. Jeden chłopców o białych włosach w okularach mówił jak zgłosił się do zadania, którego nikt nie umiał rozwiązać. Cathy słuchała jednym uchem, ale oczami wirowała po sali. Jej chuda twarz zawędrowała w bok i wtedy trzy stoliki dalej zobaczyła owego nieznajomego z ławki. Wyglądał jak jeden z nich. Prowadził te same nudne rozmowy i przeglądał z ciekawością książkę od matematyki.
- Catherine, byłaś na tej lekcji, prawda?
- Co?! – Cat otrząsnęła się z zamyślenia. Wszyscy ze stolika spojrzeli na nią z pogardą, a Bonnie uniosła oczy ku górze.
- Byłaś ze na fizyce, kiedy rozwiązywałem zadanie czternaste podpunkt b, zgadza się? – zapytał  okularnik.
- A… tak, oczywiście. Bardzo ciekawe zadanie, szczerze zainteresowało mnie jego rozwiązanie. – sprostowała szybko, dla odczepki.
- Było niesamowite, prawda? – chłopakowi aż okulary zatrzęsły się z przejęcia. Znów zaczął swoją opowieść, a Cathy znów mogła zwrócić głowę ku miedzianowłosemu.

________________________________
a tu kończymy :)