niedziela, 31 sierpnia 2014

damy nie powinny...



Rozdział 1
Czekając na list
Mieszkanie w bloku na ulicy Wiewokej miało swoje plusy. Dozorca był już staruszkiem, więc zwykle nie zwracał uwagi na to co działo się wokół bloku. Jednak  Cathy zawsze to bardzo złościło, ponieważ dzieci z mieszkania bardzo lubiły hałasować, biegać po klatkach schodowych od rana do wieczora, łazić po dachu lub robić psikusy mieszkańcom. Wtedy nie wiedziała że, taki dozorca to skarb i będzie jeszcze dziękowała że jest nim pan Peter, a nie ktoś inny.
*
Cathy czytała właśnie książkę na dużej huśtawce, w ogródku przed blokiem, kiedy zobaczyła że przyszedł listonosz i próbuje dodzwonić się do któregoś z mieszkania, by móc wejść. Podbiegła do niego z szybkością wiatru.
- Dzień dobry, czy jest coś do mnie? – zapytała.
- Och, witaj Cat. Niestety nic. Spodziewasz się listu?
- Tak, Berrty. Mieli napisać ze szkoły czy mnie przyjęli. – powiedziała zrezygnowana i otworzyła Berrty’emu drzwi kodem. Na parterze mieściły się skrzynki wszystkich mieszkańców. Listonosz dał Cathy połowę lisów i razem zaczęli wrzucać je do skrzynek.
Kiedy już włożyli wszystkie, a Cathy odprowadziła Bertty’ego do drzwi, ten odwrócił się nagle i powiedział nieco zbyt poważnym tonem:
- Cathy, pamiętaj tylko, los… nie zawsze działa tak jakbyśmy chcieli, ale z pewnością robi jak najlepiej. – odwrócił się i szybkim krokiem poszedł dalej zostawiając zdezorientowaną dziewczynę samą. O co mu chodziło? Może znów uczy się do roli w jakimś przedstawieniu?
W każdym razie Cathy przez cały dzień myślała nad tymi słowami, ale kiedy wieczorem musiała gonić swojego brata, żeby wrócił do domu i szedł spać, zapomniała o Berrty’m i o liście ze szkoły.
*
Ostatnie dni wakacji mijały bardzo szybko. Cathy Subtlety miała w tym roku 15 lat. Bardzo nie lubiła szkoły do której chodziła, a tego lata w końcu udało jej się namówić rodziców by wysłać list do Szkoły Madame Viollety i uczyć się razem z innymi dziewczynami takimi jak ona – młodymi damami. Wciąż czekała na list, lecz ten nie nadchodził, pewnego wieczoru rodzice Cathy, zaczęli temat, którego się tak bardzo obawiała.
- Kochanie – zaczęła mama – wakacje się kończą, a twoja szkoła nie odpisała…
- Może list gdzieś się zapodział, trzeba pojechać i… - zaczęła, ale pan Subtlety jej przerwał.
- zapisaliśmy cię mamą do Ewdin’a.
- Co? Kiedy? Nie powiedzieliście mi? Co to za szkoła? Przecież list…
- szkoła Ewdin to bardzo elegancka i stara uczelnia. Przyjmują tylko najlepszych uczniów i uczennic. Sami przysłali list z propozycją o umieszczenie cię w niej. Pomyśleliśmy że Szkoła Madame Viollety już listu nie wyśle… rozumiesz, dużo dziewczynek chce się tam uczyć.
- Rozumiem… - powiedziała Cathy i opanowując się wstała od stołu. – Dziękuję, najadłam się, chyba położę się wcześniej.
- Cat, chcemy z mamą jak najlepiej…
- Wiem, tato. Nic się nie stało, dobranoc. – i próbując się uśmiechnąć, wyszła do swojego pokoju.
Kiedy znalazła się już w swoim łóżku, zaczęła płakać. Wiedziała że robienie scen przy rodzicach nic nie wskóra, a wręcz przeciwnie – przecież damy powinny być opanowane. Tak czy owak była załamana Violleta była szkołą jej marzeń, a o szkole Ewdina nie wiedziała nic (nazwa jakoś nie specjalnie przypadła jej do gustu).
Jednak rankiem – kiedy już w miarę pogodziła się z nową szkołą – sprawdziła w internecie szkołę o nazwie Ewdin, ale nic takiego nie znalazła. Nic. Kompletnie nic. Ani jednej wzmianki na ten temat.
*
Książki były już kupione, strój na rozpoczęcie roku przygotowany na fotelu, a twarz Cathy nadal jaśniała wyraźnym smutkiem.
- Cat… dziwny ten twój mundurek – zagadnął Sam – brat Cathy.
Dziewczyna właśnie ubierała się na rozpoczęcie. Miała na sobie jedwabną, białą koszulę, szarawy sweterek ciasny, drapiący i zapinany na guziki oraz ciemno szarą prostą spódnicę, ale nie to przykuło uwagę brata, ponieważ w tej chwili dziewczyna wkładała przez głowę krawat w granatowym odcieniu, takim samym jak buty.
- Dziewczyny też noszą krawaty – powiedziała chłodno i zadarła nos do góry.
- Tak ale nie takie co chodzą do Viollety. – uśmiechnął się złośliwie i zniknął zanim siostra udusiła go wzrokiem.
W Szkole Madame Viollety chodziło się w bladożółtych sukienkach, białych podkolanówkach i rękawiczkach (jak damy).
Cathy dzielnie podniosła głowę, zarzuciła torbę i poszła do samochodu, gdzie czekał już zniecierpliwiony tata.
Cat nie przypuszczała że szkoła Ewdin będzie tak daleko, a po dwóch godzinach jazdy wręcz kipiała złością i niezadowoleniem, ale nic nie mówiła – jak przystało na damy. W końcu stanęli przed ogromnym budynkiem wyglądającym jakby miał milion lat, lecz nadal stabilnie się trzymał.
- Poradzisz sobie! – powiedział szybko ojciec, poczym odjechał.
Szkoła przyprawiała ją o dreszcze. Była, dość dziwna. Kiedy weszła do wielkiego holu stwierdziła że wcale nie jest ładny, wszystko tu było stare: rzeźbione okna, wyblakłe zasłony, wielkie drzwi. Z zazdrością pomyślała o dziewczynach, które rankiem wchodziły do pięknie wystrojonych korytarzy w Violletcie, gdzie wszędzie wiszą drogie obrazy, a spiralne schody zawsze lśnią czystością.
Weszła do środki i od razu poczuła zapach starych książek, a zewsząd otaczał ją cień, tylko gdzieniegdzie przebijał się błysk słońca. Wielkie drewniane schody niemiłosiernie skrzypiały, a stukot jej kroków odbijał się echem po całym pomieszczeniu.
- Pierwszy rok tutaj? – zapytała dziewczyna o czarnych jak smar włosach, skośnych oczach i niezbyt przyjazną miną.
- tak… gdzie…
- wszystko się zaczyna? Chodź za mną – machnęła zachęcająco ręką. – Jestem Bonnie Bewerlon.
- miło mi, jestem Cathrine Subtlety. – odpowiedziała, już bez zadzierania nosa, bo jej pewność siebie została za drzwiami.
Szły wielkimi korytarzami. Bonnie raz po raz mówiła gdzie znajdują się poszczególne klasy, łazienki biblioteki i tym podobne rzeczy.
- A tu gdzie jesteśmy wychodzi się na dziedziniec, podczas długich przerw lubimy tu zaglądać. To tu wszystko się zaczyna. – ostatnie zdanie wypowiedziała jakoś… inaczej. Cathy zdawała sobie sprawę Bonnie nie jest najmilszą osobą na świecie, ale nie jest też taka zła, na jaką sprawia wrażenie. W końcu wyszli na dwór, gdzie a balkonów spiralami spadały piękne rośliny. Większość uczniów już tu była (tak przynajmniej jej się zdawało).
- Witaj Bonnie. – dziewczyna z rudymi włosami, podała jej rękę. – przedstawisz mnie? – zapytała spoglądając na Cat.
- Oczywiście to jest Cathrine, Cathrine to jest Emma.
- Cześć – Cat mimo że nie zawsze jest uprzejma, teraz szczerze uśmiechnęła, bo ruda dziewczyna tak przemiło się śmiała -  długo już się tu uczycie?
- Ja – zaczęła Em. – już pięć lat, Bonnie jest tu jedną z najbardziej znanych uczennic, bo już osiem lat. Bonnie jest bardzo mądra, masz szczęście że na nią trafiłaś, bo zna wszystkie zakamarki szkoły i chętnie się dzieli imformacjami, prawda Bon?
- Nie mów do mnie Bon – zaczęła, ale Emma jakby nie usłyszała jej wypowiedzi i mknęła dalej:
- Ładna pogoda prawda? Róże w tym roku wyjątkowo pięknie zakwitły, a ty jesteś tu pierwszy raz prawda? Jeszcze cię tu nie widziałam, a znam tu wszystkich… chyba, nie chyba jeszcze nigdy nie rozmawiałam z Leonem, ale znam go z widzenia. Mówię ci spodoba ci się tu, jest bardzo fajnie, niektórzy sztywni, ale da się ich rozbujać, wspólnymi siłami, no rozumiesz… Leo jest bardzo ładny te jego włosy… dlaczego ja z nim jeszcze nie rozmawiałam?
Ale w tym momencie musiała przerwać, bo przyszedł – jak zdawało się Cathy – dyrektor szkoły. Był to wysoki mężczyzna z blond włosami do ramion, twarz miał surową, tak jak jego garnitur.
- Witam wszystkich serdecznie i mam nadzieję że wy witacie mnie tak samo.

__________________
pierwszy rozdział za nami, a drugi - obiecuję - bardziej wciągający :)
 https://www.youtube.com/watch?v=KOVv9NBxpL4